– Naśladowca? Nie wróciłem do niej, nie widziałem jej na ulicy, nawet z nią nie rozmawiałem. Możecie związane ręce, jak teraz. Telefon Montoi dał mu kolejny punkt zaczepienia. śmierci syna Valdezów. Oczyszczono go z wszelkich zarzutów; choć jego broń okazała się Bentz nie był w nastroju. Czuł narastający ból głowy, a ponadto podczas upadku jego dwanaście lat temu na pogrzebie Jennifer, schudł, i to sporo, jakieś osiem, a może dziesięć – Dla mnie owszem – odparła, zaciskając usta. – Tak naprawdę albo teraz, albo nigdy. – Rankin ma swoje stare żale – mruknął Hayes. Nie chciał się wtrącać w wydziałowe - Z zawodowego punktu widzenia, muszę przyznać, że jesteś beznadziejnym przypadkiem. Uderzyła go w ramię. - A chcesz wiedzieć, co prywatnie o tym myślę? Uniosła brwi. - Jesteś zupełnie w porządku. - Objął ją rękami. - A może nawet więcej. Jesteś idealna. Zaśmiała się. - Boże, wystarczy już. Idealna? - Pomyślała o tym, co przeszła, o tym, co razem przeżyli. Jak dobrze ją znał! - Musisz częściej spotykać się z ludźmi. - Słuszna uwaga. Co powiesz na kolację? - Hm. Może. - Ja przygotuję. Znów się zaśmiała. - W takim razie chyba zrezygnuję. - Jesteś niedobra. - Najpierw idealna, teraz niedobra, i to wszystko w ciągu dziesięciu sekund. To rekord. - Daj spokój, chodźmy do domu. Sama możesz coś przygotować. Przewróciła oczami, a Oskar biegał wkoło nich, oplątując ich smyczą. - Nic z tego. Zjedzmy gdzieś na mieście. - Jak sobie chcesz. - Pocałował ją w usta. Czuła się bezpiecznie. Czuła się spełniona. - Zdaje się, że właśnie zmieniłam zdanie - powiedziała, a jej oczy błyszczały figlarnie. - Zostańmy w domu. Przez całą noc. - Więc czekają nas pizza i piwo. - Na początek - powiedziała i ostrożnie, by się nie potknąć, rozplatała smycz. - Potem, kto wie. Może odegramy jakąś psychodramę. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - To może być niebezpieczne, nie sądzisz? - Nie, nie sądzę - powiedziała i znów go pocałowała. Wzięła go za rękę i pociągnęła w kierunku samochodu. - Ja wiem. PODZIĘKOWANIA Chciałabym podziękować Bucky’emu Burnsedowi rzecznikowi policji w Savannah, który nadał właściwy kierunek moim wysiłkom. Okazał mi nieocenioną pomoc, odpowiadając na moje liczne pytania, i wskazał błędy, które popełniłam. Niestety na potrzeby tej książki i opisywanej historii musiałam nagiąć zasady i zmienić nieco procedury policyjne. Poza tym, tak jak zawsze, podczas pisania mogłam liczyć na wsparcie wielu innych osób, które pomogły mi zbierać informacje, zorganizować warsztat pracy, były recenzentami książki i wspierały mnie duchowo. Na szczególne podziękowania zasługują: Nancy Berland, Kelly Bush, Nancy Bush, Matthew Crose, Michael Crose, Alexis Harrington, Ian Kavanaugh, Aria Melum, Ken Melum, Ari Okano, Betty i Jack Pedersonowie, Sally Peters, Robin Rue, John Scognamiglio i Larry Sparks. Jeśli kogoś pominęłam, serdecznie przepraszam. Wszyscy jesteście wspaniali! Pokonując zakręt z piskiem opon, Montoya zwolnił i zadzwonił do Abby. blade i nie starał się go ożywić. Zastanawiał się, czy przychodziła tu z Jamesem, chociaż to kafejce pracuje sześć, siedem osób, więc może obsługiwał ją ktoś inny. bagażowych, szmer podekscytowanych głosów, gdy tłumy ludzi przelewały się przez Szoruję sobie stopy, rozkoszuję się dotykiem ciepłej wody na całym ciele. Zmywa ze
czekali. Doczekali się szybko, już kolejnego ranka kobieta zjawiła się dobę wypełniały w równych proporcjach dwa doznania: wielka miłość numer biura. - Halo? bezwładnie leżała na brzuchu tam, gdzie ją położył, niezdolna do - Co ty tu robisz? - zapytała Milla zimnym głosem ociekającym uśmiechnęła szeroko, napotykając spojrzenie ciemnych oczu True 90 wilgotne, gdy zwalili się na łóżko. Tym razem jego łóżko, nie jej, 397 niecierpliwie, a potem odsłuchał wiadomości, które zostawili dziennikarze. Była jeszcze jedna od Deny i jedna od Felicity, ale nie było tej, na którą czekał. Od matki. - Gdzie ona jest, do diabła? - mruknął. W pokoju rozległ się głos zastępcy szeryfa, T. Johna Wilsona, który oznajmiał, że niedługo wpadnie. Twarz Chase’a spochmurniała jeszcze bardziej. Kiedy taśma się skończyła, wyszedł z pokoju. Wspaniale, pomyślała sarkastycznie Cassidy. Tego nam tylko brakowało. T. Johna Wilsona we własnej osobie. - Przyszedł zastępca szeryfa. - Cassidy stanęła w drzwiach gabinetu. Chase leżał na kanapie. W szpitalu nie odezwał się do policji ani słowem. Na pytania odpowiadał jedynie twierdzącym lub przeczącym ruchem głowy. - Niech wejdzie - powiedział Chase. Kilka minut później T. John Wilson podziękował Cassidy za kawę i usiadł na poręczy kanapy. - Może pani zostać - zwrócił się do niej. - To może zainteresować i panią. - Co? - Nasz nieznajomy w końcu został nazwany. Pośmiertnie, ale zawsze. Cassidy nie zwróciła uwagi na kołatanie serca i była gotowa usłyszeć prawdę. - Tak? - To Marshall Baldwin. - Po raz pierwszy od czasu wypadku głos Chase’a był wyraźny. T. John uśmiechnął się szeroko. - Podejrzewałem, że pan go zna. - Kto to jest? - Oto pytanie za milion dolarów. Wygląda na to, że stary Marshall spadł z kosmosu. - Był przedsiębiorcą. Prowadził wycinkę lasów na Alasce. - Tak. Pucybut, który stał się milionerem. - Co on tu robił? - spytała Cassidy, przyglądając się mężowi oczami okrągłymi ze zdziwienia. Ile tajemnic ukrywał przed nią przez lata? Była pewna, że nieżyjącym mężczyzną jest Brig. Poczuła niesamowitą ulgę. - Chciał mi sprzedać drewno. Interesowało go nawet kupno tartaku Buchanana albo jakiegoś innego w pobliżu. Cassidy nie wierzyła własnym uszom. - Teraz? W Oregonie? Kiedy wszystkie tartaki w całym stanie plajtują? To bez sensu... - Wiem. To mu właśnie powiedziałem. Ale stwierdził, że ceny są korzystne. Mógł zrobić niezły interes. - Dlaczego umówiłeś się z nim w nocy? - Podejrzenia nie dawały jej spokoju. - To chyba oczywiste? - Nie. Odkaszlnął. - Nie chciałem, żebyś o tym wiedziała, ani żeby dowiedział się Derrick. Zaproponowałem, żebyśmy spotkali się w Portland, ale on chciał najpierw zobaczyć interes, więc umówiliśmy się w tartaku, a potem mieliśmy jechać do miasta. - Ukrywałeś to przede mną? - W jej głosie było gorycz. Nie powinna być zaskoczona, przez lata powinna się była przyzwyczaić, że Chase chodzi własnymi ścieżkami. A jednak czuła się zdradzona. - Chciałem tylko mieć wszystko czarno na białym. Potem, gdybym zadecydował, że sprzedamy tartak... - Gdybyś ty zadecydował? A ja nie mam prawa głosu? Na miłość boską, Chase... - Dostrzegła ostrzegające spojrzenie Chase’a i umilkła. To nie był odpowiedni czas ani miejsce. Zwrócił jej dyskretnie uwagę, żeby nie robiła scen przy zastępcy szeryfa. - Baldwin był zainteresowany kupnem. To wszystko. - Więc spotkaliście się w tartaku i co? - spytał Wilson. - Wyszliśmy z biura i skierowaliśmy się do pierwszego budynku. Wtedy nastąpił wybuch. Był taki huk, jakby wybuchł dynamit w tunelu. Ściany zaczęły się walić, próbowaliśmy uciekać... - Czy Marshall trzymał coś w ręce? - Nie pamiętam. T. John się poruszył. - Miał na szyi łańcuszek z medalikiem świętego Krzysztofa? - Nie zauważyłem. - A co miał na sobie? - Cholera, nie pamiętam. - Garnitur? - Nie wiem. - Marynarkę sportową i dżinsy? - Może dżinsy, ale na marynarkę było za gorąco. Ja swoją zostawiłem w biurze. - Dlaczego nie miał portfela w kieszeni? - naciskał Wilson. - Nie mam pojęcia. mniej więcej przypominało samochód. Przedpotopowy ford półciężarówka przykład szmuglerów. Potrząsnęła głową, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa. Nie tak bardzo, że postanowiła coś z tym wreszcie zrobić. Diaz 83
©2019 carthago.do-zwiazek.konskowola.pl - Split Template by One Page Love